Film
HP i Insygnia Śmierci cz. 2
Film zaczyna się w Muszelce, tam, dokąd uciekła trójka głównych postaci w poprzedniej części. Chwilę później przenosimy się do Banku Gringotta, gdzie Harry z przyjaciółmi i z goblinem wyrusza na poszukiwanie horkruksa. Już po chwili zostajemy uraczeni efektowną sceną z udziałem smoka, który dość dobrze wypadł w 3D. Następnie bohaterowie przenoszą się dzięki bratu Dumbledore'a do Hogwartu i pozostaną w nim już prawie do końca. Właśnie tutaj, w trakcie, gdy Harry próbuje znaleźć kolejny przedmiot z cząstką duszy Czarnego Pana, toczy się bitwa. Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że właśnie ta scena, obok wspomnień Snape'a, jest najlepszą w całym filmie.
Bitwa o Hogwart to jednak przede wszystkim pokaz efektów specjalnych, począwszy od rzucania zaklęć ochronnych i ożywienia kamiennych strażników, przez wysadzanie mostu, na zwykłej rzezi kończąc. Ten element zasługuje na duży plus, bo od tej strony cały film prezentuje się znakomicie. Kolejną mocną stroną jest muzyka, tworzona tym razem przez Alexandra Desplata, która świetnie wprowadza w ponury nastrój. Nie wszystko jednak równie dobrze wyszło twórcom, a mianowicie efekty 3D nie wywołały z pewnością pozytywnego wrażenia. Nie dość, że niewiele było elementów w trzecim wymiarze, to - prócz wspomnianego smoka - niczego efektownego nam nie pokazano. Osobną sprawą jest fakt, iż nie dano nam wyboru między tradycyjnym filmem a tym, który musimy oglądać przez brudne okulary. Nie jest to z pewnością w porządku w stosunku do widza, szczególnie że cena za 3D jest dość duża.
Po tym rozczarowaniu przejdźmy do kolejnego. Aktorzy, którzy grali trójkę głównych postaci, wypadli w filmie co najmniej średnio. Podczas gdy Daniel Radcliffe (Harry) i Emma Watson (Hermiona) starali się coś z siebie wykrzesać, to Rupert Grint (Ron) występował jak statysta i to niezbyt dobry. Jedna i ta sama mina przez trzy czwarte filmu, a gdy już próbował dodać nieco emocji, to wychodziło nieciekawie. Tutaj właśnie zakończę użalanie, a zacznę chwalić. Odtwórca roli Voldemorta, Ralph Fiennes, zasługuje z pewnością na uznanie. Nadał on czarnemu charakterowi człowieczeństwa, dzięki czemu postać prezentowała się niezwykle ciekawie. Następnym aktorem, który wypadł pozytywnie, jest Michael Gambon (Dumbledore/jego brat). Mimo iż zagrał tylko krótkie sceny, to oddał świetnie bohaterów, tak jak zostali oni przedstawieni w książce. Na koniec warto wymienić Alana Rickmana, który z niebywałym kunsztem odegrał postać Snape'a.
Ekranizacja różni się od książki pod wieloma względami. Tym razem jednak film mimo to nie wyszedł źle. Twórcy pozbyli się większości patosu, który w dziele Rowling był nieodzownym elementem. Najlepiej ten zabieg widać podczas bitwy o Hogwart, w której uczniowie są raczej bezradni wobec siły, z jaką Voldemort szturmuje szkołę magii. Ciekawie przedstawiono również wspomnienia Severusa Snape'a, które rzuciły światło na sytuację Harry'ego. Niestety nie został pociągnięty w filmie wątek przeszłości Dumbledore'a, nad czym szczerze ubolewam, bo obok szukania horkruksów był on najbardziej wciągający. Twórcy bardzo ładnie pokazali też rodzinę Malfoyów, którzy starali się przeżyć w zaistniałej sytuacji.
Podsumowując, film został wykonany z należytą starannością i oprócz marnych efektów 3D, od strony technicznej prezentuje się dobrze. Ekranizacja okroiła nieco wątki z książki, ale przedstawiła je w inny, ciekawy sposób, który przyćmił niedociągnięcia niektórych aktorów. Film zdecydowanie polecam i stawiam ocenę 8/10.
Komentarze
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.
Ten artykuł skomentowano 0 razy.
Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.