Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Inne gry • Recenzja • INSIMILION

    Inne gry


    Recenzja

    Działy gier » Inne gry » Fire Emblem: Shadow Dragon
    Autor: Grisznak
    Utworzono: 11.09.2011
    Aktualizacja: 11.09.2011

    Przywykliśmy wszyscy do gier, w których książę zniszczonego królestwa przebywa długą, pełną przygód drogę, której celem jest pomszczenie swoich krzywd i odzyskanie tronu? To chyba jeden z najczęstszych motywów, jakie pojawiają się w historiach fantasy, niezależnie, czy mowa o grach, czy też o filmach lub książkach. A że ludzie lubią to, co znają (jak mawiał kultowy inż. Mamoń z „Rejsu”), twórcy nie przestają tego wykorzystywać, ku utrapieniu tych, którzy jednak bardziej cenią nieco oryginalniejsze rozwiązania. Podobnie zaczyna się „Fire Emblem: Shadow Dragon”. Książę Marth pewnego dnia traci wszystko – królestwo, rodziców, przyjaciół. Tak, teraz będzie musiał się zebrać w sobie i stłuc tyłki odpowiedzialnym za to. Jak z tytułu wynika, w tle czai się także pewien smok. Standard? To mało powiedziane. Potworna sztampa, pozbawiona jakiegokolwiek cienia oryginalności. Cała historia jest nudna i wtórna. A przecież dzieje tego cyklu pokazują, że nie zawsze tak było. Ba, wydany na NES „Fire Emblem Gaiden” z 1992 miał już mniej szablonową fabułę. Ale widać dziś o to trudno. Ja rozumiem, że to miało być nowe spojrzenie na początki serii, jednak „the times, they’re a-changin”, jak śpiewał Bob Dylan.

    Niestety, tak słabej opowieści nie ratują postaci. Jest ich oczywiście dużo, jak na tę serię przystało, ale co z tego, jeśli większość z nich pojawia się, wypowiada kilka zdań i zostaje po prostu kolejnym żołnierzem w naszej szybko rosnącej armii, bez jakiegokolwiek wpływu na fabułę. Właściwie tylko trójka bohaterów: Marth, Mordef i Nina otwiera usta trochę częściej, ale nawet oni wielu ciekawych rzeczy do powiedzenia nie mają. Nie skłamię, jeśli napiszę, że oczekiwałem tu więcej, licząc, że w dzisiejszych czasach można jednak bardziej twórczo wykorzystać takie bogactwo bohaterów, jakie oferują gry z cyklu „Fire Emblem”, rozwinąć ich wzajemne relacje i stosunki. Guzik prawda, od czasów SNESa nie zmieniło się tu nic. Że niby tak fajnie i oldschoolowo? Powiedziałbym raczej, że po prostu słabo. Jak chcę zagrać w staroświeckiego „Fire Emblem”, to mam do wyboru liczne gry z tej serii. Po czymś wydanym w 2008 spodziewałbym się jednak więcej.


     
    Pewnym zaskoczeniem jest grafika. Tak, ona też jest oldschoolowa, nawet bardzo. Mam wrażenie, że od czasów GBA nie uczyniła nawet kroku naprzód. Owszem, ręcznie rysowane projekty postaci cieszą oko, bo ja akurat ten styl lubię, ale wyglądają dziś wybitnie staroświecko. Oczekiwałbym jednak jakiejś nowej jakości, nie cofania mnie do czasów SNES czy PC 98 (a dokładnie tak wyglądały gry na te platformy). Sprity używane podczas starć również nie prezentują się efektownie (choć uczciwie trzeba im przyznać, że wypadają dużo lepiej, gdyby je porównać z tym, co można zobaczyć w powstałym w tych samych czasach „Rondo of Swords”). Takie udawane, niby 3D, ale gdyby zestawić to choćby z „Final Fantasy Tactics Adcance” to „Fire Emblem: Shadow Dragon” znowu przegrywa na punkty z tą nie tak znowu nową przecież grą. Bieda, panie, bieda…

    Pewnym wynagrodzeniem jest z kolei poziom wymagań. Nazwałbym „Fire Emblem: Shadow Dragon” najtrudniejszą częścią cyklu. Wszystko za sprawą poziomów trudności. Jest ich kilka, ale już drugi czyni grę w zasadzie niemożliwą do przejścia – szeregowy wojak wroga zamiata wtedy podłogę naszymi najpotężniejszymi bossami. Nie oznacza to, że algorytm gra inteligentniej, będąc cyfrowym odpowiednikiem Napoleona - po prostu jest chamsko silniejszy. Co jest dalej, wolałem nie sprawdzać. Zabrakło tu wypośrodkowania. Ale nawet na tym najłatwiejszym poziomie mogą się pojawić kłopoty. Na wielu planszach mamy bowiem respawn wrogów, często w takich miejscach, by uprzykrzyć nam życie. Sprawdza się tu bardzo stara taktyka z tej serii, gdy nasza armia idzie powoli, odpierając atak za atakiem. Czyni to walki paskudnie powolnymi, ale nierozważna szarża naprzód niemal na pewno oznacza utratę postaci. A jak zwykle w „Fire Emblem”, zabita postać znika z gry. Z drugiej strony odnawiający się w nieskończoność wrogowie mogą stanowić całkiem cenne źródło punktów doświadczenia.


     
    Tak jak we wszystkich innych grach z tego cyklu, mamy tu tzw. „trójkąt broni”, za to nowością jest możliwość zmiany klas zawodowych. Fajna rzecz w teorii, bo w praktyce w zasadzie z niej się nie korzysta. Tzn. wyobrażam sobie sytuację, kiedy nagle tracimy jedyną postać w danej klasie i na gwałt potrzebujemy kogoś takiego. Wtedy to zawsze jakaś szansa na odtworzenie… ale przecież postaci tu jest dużo. Przyznam uczciwie, że przez całą grę nie musiałem korzystać z tego systemu. Po prostu nie był mi do niczego potrzebny. Kompletnym nieporozumieniem są z kolei dodatkowe rozdziały – aby uzyskać do nich dostęp, trzeba zabić postaci z naszej drużyny. Tak, dokładnie. Poza tym magia jest jeszcze bardziej przepakowana niż poprzednio. Gdy tylko nie było problemu w postaci broni zasięgowej, bossów kasowałem wyłącznie czarami. Nie tylko zresztą ich, za każdym razem, gdy pojawiał się na drodze kłopot, a wróg nie miał pod ręką łuków, wystarczyło podciągnąć maga - wunderwaffe i problem się rozwiązywał. Dlatego warto pamiętać, by czarodziej miał w zanadrzu co najmniej dwie księgi czarów – magia szybko się tu zużywa, jak nietrudno zgadnąć.

    Grałem w tę grę, grałem, ale nie mogłem znaleźć w niej czegoś, co by mnie motywowało do dalszej rozgrywki. Fabuła leci od bitwy do bitwy, nie wciągając zbytnio, z bohaterami zżyć się nie sposób, bo są kupkami pozbawionych cienia osobowości pikseli. Pozostaje satysfakcja z kolejnych zwycięstw, ale jak już pisałem wyżej, bitwy raczej nudzą, nie dając graczowi szans na wykazanie się jakimiś talentami taktycznymi. No nuda, panie… I taka jest właśnie ta gra. Nudna. A przy tym diablo długa i nie wynagradzająca tych spędzonych przy niej godzin w jakikolwiek sposób. Pod tym względem wyraźnie różni się od swoich dużo lepszych poprzedniczek. Myślę, że spokojnie można nazwać „Fire Emblem: Shadow Dragon” jednym z najsłabszych tytułów w całym cyklu. Oczywiście, jeżeli jesteście bezkrytycznymi wielbicielami gatunku, to gra ta ma trochę do zaoferowania, ale jak dla mnie za mało, aby można ją było nazwać dobrym tytułem. Szczególnie jeśli zestawimy ją z naprawdę udanymi tytułami tRPG na DS, jak „Shin Megami Tensei: Devil Survivor” albo „Valkyrie Profile: Covenant of the Plume”. Bo przecież można zrobić dobre taktyczne RPG na konsolę, wystarczy tylko chcieć…

    Plusy:

    - gra tak wierna tradycji serii, jak tylko się da
    - dość wysoki poziom trudności

    Minusy:

    - nudna, szablonowa i niewciągająca historia
    - ubóstwo charakterów
    - nieprzydatne dodatki
    - schematyczność


    Ocena: 4/10




    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 2 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    czarnychleb
     

    Wędrowiec
    Temat: Kilka uwag:Po pierwsze rece...
    Dodany: 20.04.2012 o 2:14  

    Kilka uwag:
    Po pierwsze recenzując tą grę warto wspomnieć, że jest to remake (bodajże z nesa).
    Po drugie - co do mechaniki - mam wrażenie, że wszystkie zastrzeżenia Grisznaka w tym obszarze wynikają z tego, że grał na normalu - na tym poziomie gra jest rzeczywiście nudna - po prostu idzie się do przodu wojskiem i to wystarczy. Ale na wyższych poziomach jest już dużo lepiej (ja grając pierwszy raz na normalu zrezygnowałem i zacząłem od nowa na hard2) - trzeba dużo myśleć taktycznie, wykorzystywać trójkąt broni, dodatkowe przedmioty, itp. I magia już nie jest przepakowana. Na najwyższych poziomach trudności trzeba też wykazać się myśleniem strategicznym - właściwie na samym początku gry trzeba zaplanować rozwój drużyny (w związku z tym za pierwszym razem właściwie nie da się przejść gry na hard4 albo hard5 - najpierw trzeba ją zbadać na jakimś niższym, np. hard2) - a jest co robić bo gra oferuje bardzo ciekawy system zmiany klas i awansowania. Pewną wadą jest to, że na najwyższym poziomie trudności najtrudniejsze jest kilka pierwszych misji, natomiast później robi się trochę lepiej. Ponadto żmudne może być expienie słabszymi postaciami (konieczne na wyższych poziomach trudności).
    Co do rozwiązania z bonusowymi levelami (trzeba mieć w odpowiednim momencie mniej niż 15 postaci, żeby uzyskać do nich dostęp) mi to rozwiązanie przypadło do gustu, poza tym nie kłóci się to z rozwojem armii - nie warto mieć dużo leszczy, lepiej zebrać 14 doświadczonych postaci.
    Po trzecie -co do grafiki - pamiętajmy, że jest to remake gry z nesa - i autorzy widocznie starali zachować się ten styl (jednocześnie oferując bardzo dobre wykonanie) - można go lubić albo nie. Najlepiej prezentują się sceny walk na górnym ekranie (to już nie sprite'y a modele 3d) ale niestety po pewnym czasie się nudzą.
    Po czwarte-co do fabuły - niestety tak jak pisze Grisznak jest bardzo słabo. Wprowadzenia do misji są beznadziejne, dialogi słabe a postaci nudne.

    Borsuk
     

    Wędrowiec
    Temat: Heh..Wypada tylko pięknie p...
    Dodany: 25.06.2012 o 20:09  

    Heh..Wypada tylko pięknie podziękować za recenzję.Oszczędziłeś mi rozczarowania...Szkoda , Fire Emblem uważałem za tytuł który można kupować w ciemno (zwłaszcza mając w pamięci świetne odsłony tej serii z gba)



    Ten artykuł skomentowano 2 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw